2 września 2013

2 września 2013

Dzisiaj zrobiłam porządki w swojej szafie. Piszę o tym na blogu, bo jest to wydarzenie na skalę dekady, bardziej zapadające w pamięć, ekstremalne i egzotyczne niż jakikolwiek z moich wyjazdów.

Wierzcie mi, naprawdę nie wiedziałam nawet, że mam tyle ubrań. Oczywiście w większości są to ciuchy, których nigdy nie założyłam albo nawet nie wiedziałam o ich istnieniu. Fakt ten jest wynikiem tego, że często dostaję od mojej cioci ubrania, które już jej się znudziły i daje mi je na zasadzie, że może coś mi się spodoba. Niestety, często zanim zabiorę się do tego, aby je przejrzeć i przymierzyć, zdążą one wylądować na dnie szafy, a potem o nich zapominam i spędzają tam długie miesiące. Teraz wreszcie ujrzały światło dzienne. W ten sposób zyskałam nowy sweter, dwie sukienki i ze cztery bluzki bez wydawania złotówki i wychodzenia z domu. Polecam!


Do czego zmierzam: wiele osób twierdzi, że nie mają w domu nic niepotrzebnego, co można by sprzedać i w ten sposób odłożyć pieniądze na podróżowanie. Postanowiłam więc zrobić eksperyment i pozbierać wszystkie rzeczy z mojego pokoju, których od dawna nie używam, a które można by zamienić na trochę gotówki. Ogarnęła mnie istna mania pozbywania się przedmiotów: wreszcie postanowiłam rozstać się z ubraniami z kategorii "może kiedyś założę", "może być do chodzenia po domu" oraz "pięć lat temu mi się podobało", wyrzuciłam też stare kosmetyki i masę innych rzeczy, których obecność w tym pokoju wołała o pomstę do nieba. Aż sama się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam tą wielką stertę na dywanie i nie mogłam pojąć, jakim cudem to wszystko zmieściło się w jednej szafie.

Na kupkę "do sprzedania" trafiły nie tylko ubrania, znalazł się także pokrowiec na gitarę, której pozbyłam się już dawno temu i zapomniałam, że go mam, kilka torebek, które do niczego mi nie pasują i nigdy nie będą pasowały oraz plecaki, które nosiłam do szkoły chyba jeszcze w gimnazjum. Okazało się nagle, że nie trzeba już kupować nowego kompletu wieszaków, bo teraz w szafie straszy cała masa pustych. Przy okazji znalazło się też kilka rzeczy, o których myślałam, że je zgubiłam.

Teraz szafa wygląda tak:

100 kg bezkształtnej masy właśnie wędruje do wielkiego wora, a w drugiej połowie września rozpoczynam akcję wyprzedażową. O jej wynikach poinformuję potem, a tymczasem cieszę się przestrzenią, jaka nieoczekiwanie powstała w moim otoczeniu. Czasem do szczęścia zamiast więcej, trzeba po prostu mniej. W końcu, raz na jakiś czas warto się zmotywować do tego, by zrobić coś ciekawego, nowego lub po prostu od dawna odkładanego, na co wcześniej nie miało się czasu i ochoty.

Da się? Da się.


[Edycja postu: 9.01.2014]
Udało mi się sprzedać kilka ubrań i książek. Jestem 120zł do przodu :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz