12 listopada 2013

12 listopada 2013

Udało się! Pierwszy zakątek Skandynawii zdobyty w pięknym stylu. Był to zdecydowanie jeden z najfajniejszych i najbardziej odkrywczych wyjazdów. Zakochałam się w Oslo, a Norwegia pociąga mnie jeszcze bardziej, ale, po kolei :)

Tak jak wspominałam w poście Projekt: Norwegia pomysłem na dobry weekend pomysł na wyjazd narodził się w ciągu chwili, zupełnie niespodziewanie. Pod koniec września przypomniałam sobie, że w listopadzie jest długi weekend, zobaczyłam, że są tanie bilety na ten termin, zadzwoniłam do Adama z pytaniem, czy ze mną pojedzie i 15 minut później miałam już bilety na mailu. 19zł w jedną stronę to cena, wobec której nie mogłam przejść obojętnie. To przecież mniej niż jazda pociągiem z Lublina do Warszawy!

Lot z Modlina do Oslo mieliśmy w sobotę o 15:30, więc do Warszawy wybraliśmy się dzień wcześniej. Jechaliśmy oczywiście stopem - udało się dotrzeć do stolicy dwiema podwózkami. Nie było większego problemu z łapaniem po ciemku i po około trzech godzinach dotarliśmy do celu. Z tego miejsca dziękujemy Wioli za nocleg ;)


Warszawa okazała się być trudniejsza w obsłudze niż przypuszczaliśmy - jakieś dwie godziny zajęło nam ogarnięcie komunikacji miejskiej i trasy na wylotówkę w stronę lotniska. Po tym czasie przeczytaliśmy gdzieś, że pociąg do Modlina z Dworca Zachodniego kosztuje 6zł, więc daliśmy sobie spokój z łapaniem ;) Niestety pociąg zatrzymuje się jakieś 3 km od terminalu, a ponieważ nie udało nam się nic złapać, przeszliśmy ten dystans pieszo. Na lotnisku bez żadnych problemów, wystartowaliśmy punktualnie i chwilę po godzinie 17 wylądowaliśmy ;)

Po pierwszym zachwycie i radości, że jesteśmy w Norwegii, trzeba było jeszcze dostać się z lotniska w Rygge do Oslo (66 km). Cena busa to prawie 60zł, a że nie uśmiechało nam się tyle wydawać, wyszliśmy na drogę łapać stopa :) Baliśmy się, że nam się nie uda, ale mniej więcej po pół godzinie zatrzymał się kierowca, który zawiózł nas do samego centrum Oslo (wcześniej zatrzymały się jeszcze trzy auta, ale jechały w inną stronę).

Ceny w Norwegii są po prostu abstrakcyjne i porażająco wysokie - nie da się ich porównać z żadnym innym państwem. Przykładowo:
zaparkowanie samochodu pod lotniskiem na 2h: 400zł
najtańszy nocleg w hostelu /os: 120-150zł
jednorazowy bilet komunikacji miejskiej: 15zł
pocztówka: 7zł 

Z centrum do domu naszych hostów musielibyśmy jechać z przesiadką. Zgodnie jednak stwierdziliśmy, że nie ma mowy, aby wydać 30zł na przejażdżkę autobusem, więc poszliśmy z buta jakieś 6 km. Warto zaznaczyć, że bez mapy, pytając jedynie ludzi o drogę i posiłkując się szczątkowymi mapkami na przystankach autobusowych. W dodatku padało i było zimno, ale nigdzie nam się nie spieszyło, a przy okazji zobaczyliśmy kawałek miasta :P

Nie wiem, jakim cudem w ogóle trafiliśmy na wskazaną stację metra. Znajdowała się ona w jakiejś dzielnicy przemysłowej - dookoła fabryki, magazyny, dźwigi i ani żywego ducha. Zastanawialiśmy się, jak to możliwe, że ktoś mieszka w takim miejscu, ale kiedy nasi gospodarze po nas przyszli i zaprowadzili do swojego domu, opadły nam szczęki. Okazało się, że dosłownie kawałeczek dalej jest przepiękne osiedle z typowymi dla Norwegii domkami, a nam przyjdzie zamieszkać w jednym z nich. W nocy wyglądały jeszcze lepiej - były pięknie podświetlone, całość była po prostu magiczna. Bajka!




To jednak nie koniec niespodzianek. Qiaoxue i Pål przygotowali specjalnie dla nas typowo norweską kolację (żeberka z ziemniakami i zupą), a po niej pomogli nam ogarnąć miasto, wytłumaczyli, którymi autobusami się poruszać, a co więcej - pożyczyli nam swoje karty miejskie, przez co nawet nie musieliśmy kupować biletów ;) Chyba nigdy od nikogo nie uświadczyłam takiej gościnności i do tej pory nie wierzę, że dane mi jest spotykać na drodze tak fantastycznych ludzi!

Warto tu wspomnieć o tym, jak w ogóle udało mi się znaleźć nocleg. Oczywiście przez Couchsurfing, jednak szukanie noclegu w Oslo jest sprawą bardzo ciężką - przyjeżdża tam mnóstwo ludzi i każdy liczy na to, że znajdzie hosta ze względu na wysokie ceny noclegów. Wysłałam łącznie ponad 80 próśb i otrzymałam same negatywne odpowiedzi, aż w końcu trafiłam na profil Qiaoxue, która z pochodzenia jest Chinką. Miałam więc okazję posłużyć się swoją skromną znajomością mandaryńskiego i ku wielkiej radości otrzymałam wreszcie upragnioną odpowiedź twierdzącą ;)

Zwiedzanie Oslo rozpoczęliśmy od Parku Vigelanda, chyba najbardziej charakterystycznego miejsca w mieście. To fantastyczne miejsce, przepiękne jesienią, a nagie figury robią spore wrażenie:




Potem pojechaliśmy na Akkar Brygge, czyli główną promenadę Oslo. Na miejscu okazało się, że za kilka minut odpływa prom na jedną z wysp znajdujących się w pobliżu, więc spontanicznie zdecydowaliśmy się popłynąć. Na promach obowiązuje ten sam bilet, co w autobusach i metrze, musieliśmy jedynie dopłacić 20 NOK (10zł) w jedną stronę, więc nie tak dużo.

Przejażdżka promem i pobyt na Nesoddtangen były chyba najciekawszą częścią całego wyjazdu :) Rejs przyjemny, widoki nieziemskie, a spacer tuż nad brzegiem morza po norweskim lesie to coś absolutnie wspaniałego. Kilka zdjęć:




I jeszcze jedno w drodze powrotnej, z panoramą Akkar Brygge i ratusz w tle :)


Po zejściu z promu przeszliśmy się po centrum miasta, gdzie zobaczyliśmy budynek, w którym przydzielana jest Nagroda Nobla, Uniwersytet Oslo, Pałac Królewski oraz Galerię Narodową. Wstęp do Galerii kosztuje 30 NOK, ale nie w niedzielę ;) Tak więc nawet udało nam się za darmo obejrzeć słynny "Krzyk" Muncha.






Jeśli chodzi o pogodę, była po prostu przewspaniała. Spodziewaliśmy się srogiej zimy, zastaliśmy natomiast przepiękną jesień i tylko kilka stopni Celsjusza mniej niż w Polsce. Dodatkowo jesienne kolory podbijało słońce, które było zachodzące właściwie przez cały dzień :)




O 15 wybraliśmy się na polską Mszę do katedry św. Olafa. W Oslo jest bardzo wielu Polaków, kościół był wypełniony po brzegi. Ani trochę nie dziwię się emigrantom - stolica Norwegii jest wyjątkowo dobrym miejscem do życia. Nie ma tu absurdu, miasto jest bardzo przyjazne człowiekowi, ludzie są mili, cierpliwi, pomocni. Nic więc dziwnego, że tylu ludzi tu przyjeżdża, wszędzie można spotkać ludzi różnych ras i narodowości.

Po Mszy było już właściwie ciemno, więc wybraliśmy się zobaczyć ostatni punkt naszej podróży, czyli Operę ;) To bardzo ciekawa konstrukcja, przypominająca nieco zanurzony w wodzie statek, w nocy jest bardzo ładnie oświetlona. Dużym plusem jest to, że można do woli po niej chodzić, więc mamy kilka fajnych zdjęć z jej dachu :P




W domu hostów czekała na nas kolejna niespodzianka - kolacja w stylu chińskim ;) Wszystko było pyszne, choć niektóre potrawy zupełnie mi nieznane ani nieprzypominające z wyglądu niczego, co znam. Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że można pokroić ziemniaki w długie, cienkie paski i dodać do nich chili! A jednak można ;)


Na drugi dzień pożegnaliśmy się z naszymi wspaniałymi gospodarzami i pojechaliśmy autobusem na dworzec, skąd odjeżdżał bus na lotnisko. Nie było sensu łapać stopa, gdyż mieliśmy za mało czasu. W Polsce wylądowaliśmy około 14, a wcześniej jeszcze podziwialiśmy z samolotu takie widoki ;)


Szybki opis powrotu do Lublina:
Z Modlina planowaliśmy wracać pociągiem, ale udało nam się w parę minut złapać stopa do Warszawy, dzięki czemu zaoszczędziliśmy mnóstwo czasu. Zajechaliśmy do Wioli po rzeczy, które u niej zostawiliśmy, zrobiliśmy kolację i poszliśmy na autobus (właściwie: autobusy, bo aż cztery...) na wylotówkę, jednak z racji 11 listopada i związanymi z tym obchodami i demonstracjami komunikacja miejska zupełnie zawiodła. Wkurzeni i zmęczeni daliśmy sobie spokój i pojechaliśmy na Dworzec Centralny, skąd wróciliśmy pociągiem. Wcześniej zwątpiliśmy nieco w nasz naród obserwując, co się na tym dworcu działo...

Podsumowując wrażenia: kocham Oslo! Chętnie wróciłabym tam jeszcze, choćby latem :) To wspaniałe miasto, pełne przemiłych ludzi, idealne na wypad na jeden dzień. Tyle czasu spokojnie wystarczy, żeby zwiedzić najważniejsze rzeczy, więc ten wyjazd był zdecydowanie dobrym pomysłem. Aktualnie ciągle jeszcze odpoczywam i odsypiam, bo było bardzo intensywnie, ale jestem zachwycona tym, że wszystko tak dobrze się udało ;)

No i teraz rzecz bardzo ciekawa - finansowe podsumowanie wyjazdu do jednego z najdroższych miast świata (w przeliczeniu na złotówki):
bilety lotnicze (w obie strony) - 38zł
komunikacja miejska w Warszawie - około 20zł
pociąg z Warszawy do Modlina - 6zł
1 bilet komunikacji miejskiej w Oslo - 15zł
prom na wyspę (w obie strony) - 20zł
bus z Oslo na lotnisko - 55zł
pocztówki - 10zł
prezent dla hostów - około 30zł
pociąg z Warszawy do Lublina - 21zł
razem: 215 zł.

Gdyby się uprzeć i wszystkie płatne odcinki drogi (no, może z wyjątkiem samolotu) pokonać stopem, dało by się zrobić tą wycieczkę za jakieś 135zł. Warto dodać, że większość jedzenia zabranego z domu (pasztety, kuskus, suchary) przywieźliśmy z powrotem do Polski :P I kto jeszcze uważa, że podróżowanie jest drogie? ;)

Dziękujemy wszystkim osobom, które nam pomogły, okazały życzliwość i cierpliwość i przyczyniły się do tego, że ten wyjazd był tak niesamowity! :) Thank you, Takk, 谢谢! :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz