6 sierpnia 2014

6 sierpnia 2014

Po zakończeniu wolontariatu miałam jeszcze 6 dni przed wylotem do Polski, postanowiłam więc odwiedzić dwa miasta znajdujące się w sąsiadującej z Zhejiang prowincji Jiangsu - Suzhou i Nankin. Pierwsze z nich znane jest przede wszystkim z pięknych ogrodów oraz kanałów, dzięki którym miasto zyskało miano "chińskiej Wenecji". Do Wenecji mu co prawda bardzo daleko, ale i tak miasto jest bardzo ładne. Mniejsze niż Ningbo, bardziej zanieczyszczone, ale spodobało mi się.

Nocleg znalazłam oczywiście przez niezawodny Couchsurfing, w dodatku zajęło mi to pięć minut. Po raz kolejny przekonałam się, jak rewelacyjna jest ta idea. Mój host, Winona, nie tylko mnie przenocowała, ale także oprowadziła po mieście, pokazała większość ciekawych miejsc i zaprosiła na kolację. Couchsurfing, kiedy jest się samemu, jest totalnie inny niż kiedy podróżuje się z kimś. I totalnie lepszy - człowiek ma wtedy szansę lepiej poznać drugą osobę, bo nie koncentruje się na swoich znajomych. Polecam :)

Poniżej zdjęcia z pierwszego dnia zwiedzania.


w jednym z ogrodów




na kampusie uniwersyteckim


kwiaty na Ping Jiang Road - najbardziej znanej ulicy w Suzhou

sławne kanały

popularna przekąska - ciastka



na kolacji z Winoną i jej chłopakiem ;)
Ping Jiang Road wieczorem


wino ryżowe

Na drugi dzień wybrałam się do największego i najbardziej znanego w Suzhou ogrodu - Humble Administrator Garden. Ogród jest rzeczywiście piękny (i, niestety, zatłoczony), wstęp kosztuje aż 90 yuanów (45 zł). Na szczęście w Chinach prawie wszędzie uznają zniżki studenckie, więc zapłaciłam połowę.



lotosy






stoisko z owocami przed wejściem do ogrodu

Tak, Chiny czasem są ładne. Zdjęcia podobne do powyższych trafiają do Internetu i katalogów biur podróży i potem niektórzy myślą, że to są prawdziwe Chiny. Otóż nie, Chiny tak nie wyglądają. To tylko wybrane miejsca urządzone pod turystów, zaledwie kilka ulic w mieście, a rzeczywistość jest zupełnie inna. Można się było o tym przekonać, oglądając z Suzhou z najwyższej w tej części miasta wieży.


smog...

Po zejściu z wieży jeszcze raz przeszłam się Ping Jiang Road, gdzie spotkałam się z Winoną i jej chłopakiem. Mieliśmy w planach przepłynięcie się łódką po kanałach, ale na nieszczęście rozpętała się straszna burza - chyba największa, jaką widziałam w życiu - wiatr był tak silny, że porywał tekturowe pudła, do tego oczywiście grzmiało i padało. Musieliśmy więc zrezygnować z wycieczki i poszliśmy na kolację. Miałam okazję po raz drugi być w restauracji typu hot pot :) Więcej wyjaśnię w poście na temat jedzenia w Chinach.





Na drugi dzień rano opuściłam mieszkanie Winony i taszcząc swoje 30 kg bagażu pojechałam na dworzec. Kierunek - Nankin! :)

1 komentarz:

  1. Cudowne zdjęcia! Zazdroszczę Ci takiej wspanialej podróży! Ja niestety nie mam aż tyle odwagi by wyruszyć w świat sama :/ Gratuluje i życzę owocnego zwiedzania! :) czekam na dalsze relacje i posta o chińskim jedzeniu :D

    OdpowiedzUsuń