27 lutego 2014

27 lutego 2014

San Marino 2013
Na każdym kroku pod postami osób podróżujących (nie tylko podróżujących, ale w tym temacie jestem zorientowana) możemy przeczytać komentarze: "Ale ci zazdroszczę!". Zazdroszczę ci, patrząc na twoje zdjęcia z wakacji za granicą, ale ci fajnie, też tak chcę, też bym tam chętnie pojechał, zrobił to co ty... i na tym sprawa się kończy. Tak bardzo skupiamy się na tej zazdrości, że często od razu stawiamy siebie na pozycji przegranej - on ma, ja nie mogę mieć. Wpędzamy się we frustracje, mamy tytułowy ból dupy i nie robimy nic, aby to zmienić. Czy naprawdę nie możemy mieć tego, czego chcemy? A może po prostu nam się nie chce niczego zrobić w tym kierunku i czekamy, aż ktoś to zrobi za nas?

Nie mówię, że zazdrość jest zła. Jest bardzo dobra, dopóki motywuje nas do zrobienia czegoś, co pomoże nam osiągnąć to, czego zazdrościmy innym. Jeśli pod jej wpływem podejmujemy jakieś działania, staje się ona idealną siłą napędową. Jeśli nie robimy nic, jest istnym źródłem przykrości i niezadowolenia. Ale to, jak będzie, zależy tylko od nas.

Izrael 2012
Pamiętam, jak rozpaczałam, kiedy w liceum nie dostałam się na wymianę do Izraela. Nie była to kwestia osiągnięcia odpowiednich wyników, jechało się według zasady "kto pierwszy, ten lepszy". Nieważne, że byłam jedną z pierwszych osób, które się zapisały - pierwszeństwo do wyjazdu i tak miały osoby z klasy nauczycielki, która wtedy się tą wymianą zajmowała (...). Ból dupy i poczucie niesprawiedliwości były straszne, to było moje wielkie marzenie, które miało się nie zrealizować, a ja nie miałam na to wpływu.

Szczęśliwie na wymianę udało mi się dostać rok później i świetnie, bo gra była warta świeczki (pewnie kiedyś napiszę tu jeszcze na ten temat), ale dziś wiem, że nawet, gdybym wtedy nie pojechała, w tym momencie i tak wyjazd do Izraela miałabym za sobą. Byłam uparta, nie dawałam za wygraną, więc pewnie nie zmieniłabym swojego podejścia nawet po stracie szansy na wyjazd z LO i wzięłabym sprawy w swoje ręce. Od kilku miesięcy obserwuję promocje lotnicze i wiem, że jest mnóstwo tanich lotów do Izraela (chociażby na wizzair.com) i pewnie prędzej czy później kupiłabym bilet i poleciała. Bo tak naprawdę tylko o to tu chodzi - żeby kupić bilet i polecieć.

Londyn, Chinatown 2014
Wczoraj 10 osób ode mnie z roku pojechało na cały semestr na stypendium do Chin. To nic, że dostali je najlepsi, ci, którzy mieli najlepsze wyniki i sobie na nie zapracowali - i tak każda z osób, które zostały, ma ból dupy, że nie jest na ich miejscu. Nie oszukujmy się, każdy, w mniejszym czy większym stopniu. Wiadomo, fajnie jest dostać się na stypendium, ale są osoby, które zachowują się tak, jakby ten wyjazd był ich jedyną w życiu szansą na odwiedzenie Chin, która bezpowrotnie przepadła.

Spójrzmy na to w ten sposób: owszem, dostali się na stypendium, mają możliwość studiowania w Chinach oraz zapewnione zakwaterowanie, ale tak naprawdę nic poza tym. Przelot, wizy, szczepienia oraz koszty utrzymania musieli ponieść sami. Nie jest to więc kwestia pieniędzy, bo nikt im ich nie dał. Chodzi tu o to, że w tym przypadku mieli wszystko podane na tacy, załatwione przez uczelnię - i na tym polega łatwość. Nie musieli chodzić, pytać, szukać. Zostali wytypowani i po prostu pojechali. *

Może nie każdy to wie, ale są dostępne dużo lepsze stypendia. Jeśli odpowiednio się poszuka, można znaleźć nie semestralne, ale nawet kilkuletnie, zarówno w Chinach, jak i na Tajwanie. Ba, są nawet takie, które nie tylko zapewnią Ci studia, ale też zwrócą Ci pieniądze za przelot. Naprawdę, da się tak. Wystarczy tylko wyleczyć się z bólu dupy, a zamiast tego zasięgnąć informacji, popytać wśród znajomych, albo po prostu nauczyć się korzystać z Google.


Chcesz jechać do Chin, a nie dostałeś się na stypendium? 
Oto lista znanych mi sposobów na wyjazd (a jest ich co najmniej kilka razy tyle):
1. AIESEC - międzynarodowa organizacja, która umożliwia nam wyjazdy na praktyki lub wolontariat właściwie do każdego miejsca na świecie. Wystarczy odłożyć odpowiednią kwotę na bilet lotniczy, wizy (jeśli jedziesz na praktyki, ta suma prawdopodobnie Ci się zwróci). Dziś wysłałam do nich swoją aplikację :) O tym, gdzie chcę jechać, napiszę później.
2. Stypendium rządu chińskiego - tego linka dostałam kilka dni temu od znajomej, która od pół roku przebywa w Chinach. Na tej stronie możesz znaleźć stypendia do wielu państw świata, między innymi te, o których wspominałam wcześniej.

Lista ta dotyczy nie tylko Chin, ale tak naprawdę każdego miejsca na świecie!


Tak więc... opcji jest wiele, więc jeśli naprawdę chcesz pojechać, to przestań wreszcie oglądać się na innych i liczyć na to, że ktoś załatwi coś za Ciebie. Zrób to po swojemu, tak jak lubisz i potrzebujesz.

 
Oslo - Warszawa 2013
Kiedyś źle się czułam, kiedy oglądałam czyjeś zdjęcia czy relacje z wyjazdów - teraz w takich chwilach czuję zazwyczaj ogromny przypływ motywacji i inspiracji. Dlatego też sama prowadzę tego bloga - nie po to, żeby inni czytali i myśleli o tym, jak to mi jest w życiu fajnie, tylko żeby może wyciągnęli z tego coś dla siebie (jeśli, oczywiście, mają taką potrzebę). Czytając i obserwując innych, wiele się nauczyłam i dziś mam dużo większą wiedzę na temat "da się" i "nie da się". I tą wiedzę zamierzam jeszcze nie raz wykorzystać ;)


* mam nadzieję, że moje intencje zostaną odpowiednio odczytane i nikt nie poczuje się skrzywdzony :P


0 komentarze:

Prześlij komentarz