1 lutego 2014

1 lutego 2014


Kiedy prawie 10 lat temu po raz pierwszy usłyszałam Alexz Johnson, przepadłam. Przepadłam na amen, do tego stopnia, że trzy dni później kupiłam sobie gitarę i rozpoczęłam swoją własną przygodę z muzyką. Tak, to był ten moment. Od tamtej pory muzyka Alexz towarzyszyła mi zawsze, a wraz z upływem czasu i poznawaniem coraz to nowych jej utworów mój podziw i fascynacja jedynie rosły. Zaczęłam doceniać ją coraz bardziej i dziś wiem, że naprawdę ciężko będzie znaleźć kogoś, kto dorównałby jej umiejętnościami i talentem. Jest nie tylko osobą obdarzoną niesamowitym głosem, ale także charyzmą, po prostu - "she's my person", od zawsze numer 1 i nikt nigdy nie zajmie jej miejsca w mojej hierarchii ulubionych wykonawców ;)


Obiecałam sobie wtedy, że jeśli Alexz kiedykolwiek przyjedzie do Europy, to nieważne gdzie, nieważne kiedy i ile miałoby to kosztować - rzucam wszystko i tam jadę. Więc kiedy w sierpniu zeszłego roku pojawiła się informacja, że jest trasa koncertowa, nawet się nie zastanawiałam i od razu przystąpiłam do działania :) W skład tej trasy wchodzi łącznie 18 koncertów w różnych miastach w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Niemczech, Szwecji, Norwegii i Holandii. Szczęśliwie tak się złożyło, że prawie wszystkie terminy pokrywają się z moimi feriami, więc mogłam sobie wybrać praktycznie dowolne miejsce, bo nie ograniczał mnie czas. Alexz jest tu co prawda jedynie wykonawcą supportującym, ale co z tego? ;) Choćby miała zaśpiewać i pół piosenki, to warto przelecieć te setki czy tysiące kilometrów, żeby to usłyszeć. Głównych wykonawców zupełnie nie znam.

Po kilku tygodniach intensywnego szukania biletów lotniczych i rozpatrywania tych kilkunastu możliwości zdecydowałam się na koncert w Londynie. London Calling - jak tytuł ostatniego odcinka Instant Star. Udało mi się kupić lot w atrakcyjnej cenie i to z Lublina, potem kupiłam wejściówkę na koncert, a na dodatek upolowałam bardzo tanie bilety na autobus z lotniska do centrum miasta. Nocleg już załatwiony, wszystko wydaje się być już gotowe, więc...

7 dni!!!

Dokładnie tyle zostało po 10 latach odliczania. Spróbujcie sobie to wyobrazić.
Ja w to chyba jeszcze nie wierzę! :)

Modlę się jedynie o dobre warunki atmosferyczne 8.02, aby mój samolot w ogóle wyleciał z lubelskiego lotniska, bo przez pogodę kilka lotów było odwołanych lub opóźnionych. Wiem, że lot w dniu koncertu był ryzykownym pomysłem, ale nie miałam za bardzo innej możliwości. Teraz, kiedy wszystko jest już zaplanowane, po prostu nie wyobrażam sobie, żeby mogło się nie udać.
 
W takich chwilach zadziwia mnie to, jak łatwe jest spełnianie marzeń. W tym naprawdę nie ma nic skomplikowanego ani trudnego. Jeśli na czymś Ci naprawdę zależy, to po prostu odkładasz na to pieniądze, kupujesz bilet i... dzieje się! :) Nie zasłaniasz się wtedy odległością, brakiem czasu, środków czy czymkolwiek innym. Nie mogłam sobie wyobrazić, że mogłabym nie wykorzystać takiej okazji. Więc korzystam!


- 8.02.2014 -
O2 Shepherd's Bush Empire
Londyn

Do zobaczenia! :) 

2 komentarze:

  1. London Calling to także (a może - po prostu :P) tytuł najbardziej znanej piosenki The Clash

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapewne, bo nazwy odcinków pochodziły od nazw znanych piosenek :)

      Usuń