Czasem wchodzę na fora o nauce języków i łapię się za głowę. Ludzie wypisują tam niestworzone rzeczy, które potem inni czytają, zaczynają w to wierzyć i dalej rozpowszechniają. Przez to w naszej świadomości krąży mnóstwo mitów, które przeważnie głoszą, jak potwornym, trudnym i niemożliwym do opanowania jest język chiński. A tymczasem... jak to wygląda naprawdę i dlaczego nie jest aż tak straszne? :)
Naukę chińskiego rozpoczynałam od zera ponad dwa lata temu. Dziś
potrafię porozmawiać po chińsku, zrozumieć w większości czytany tekst, rozpoznać około 2000 znaków.
Nie umiem jeszcze wszystkiego i podejrzewam, że nigdy nie będę umiała, ale i tak osiągnęłam całkiem fajny poziom. Kosztowało mnie to sporo pracy, ale myślę, że w
rzeczywistości okazało się to dużo mniejszym wyzwaniem, niż spodziewałam się na początku. Przyszedł więc czas na obalenie tych wszystkich złych mitów, które sprawiają, że język chiński straszy. Jeśli zastanawiasz się nad rozpoczęciem
nauki, ale obawiasz się, że okaże się to zbyt trudne, przeczytaj ten tekst.
MIT nr 1: Potrzeba całego życia, aby nauczyć się chińskiego.
Tak samo, jak potrzeba całego życia na naukę angielskiego, hiszpańskiego, rosyjskiego czy jakiegokolwiek innego języka. W tej materii język chiński nie różni się niczym od innych. W końcu niezależnie od tego, jak długo się uczymy, zawsze trafimy na słówko, idiom czy zagadnienie, którego nie będziemy znali. Nigdy nie dojdziemy do momentu, w którym będziemy wiedzieli już wszystko - zawsze będzie istniała możliwość i potrzeba rozwoju. Taka jest ogólna specyfika nauki.
W rzeczywistości aby się porozumiewać, a nawet używać języka chińskiego w pracy zawodowej wystarczy kilka lat. Co prawda kilka lat intensywnej nauki, ale możliwe jest opanowanie go w takim czasie ;)
MIT nr 2: Chiński to najtrudniejszy język świata.
To bzdura - jest mnóstwo innych języków, które mają dużo trudniejszą wymowę i gramatykę. Przykładem tego jest chociażby polski. Wyobrażacie sobie naukę odmiany przez przypadki, liczby i osoby wszystkich słów po kolei?! Jeśli chodzi o chiński - owszem, musimy się nauczyć znaków, ale za to gramatyka jest bardzo prosta. Nie musimy zapamiętywać żadnych form, rodzajników, końcówek, uczyć się odmian, czasów, trybów czy przypadków, jakie występują w większości języków europejskich. To takie "Kali jeść, Kali pić". Łatwizna!
Dla przykładu: po polsku mówimy "ja dzisiaj idę", "ja jutro pójdę", "my jutro pójdziemy". Żeby powiedzieć poprawnie takie zdania, obcokrajowiec uczący się naszego języka oprócz słowa "iść" w bezokoliczniku musi zapamiętać jeszcze kilka jego form. Po chińsku za to powiemy: "ja dzisiaj iść", "ja jutro iść", "my jutro iść". I to cała filozofia. Prawda, że proste? ;) Ze względu na gramatykę myślę, że nam dużo łatwiej jest nauczyć się chińskiego niż Chińczykom polskiego.
MIT nr 3: Europejczyk nie może poprawnie mówić po chińsku, ponieważ nie ma odpowiednio wykształconych strun głosowych, które umożliwiłyby wypowiedzenie chińskich głosek.
To po części prawda. Niektóre narody mają problem z wypowiedzeniem i odróżnieniem niektórych dźwięków, takich jak "cz" i "dż", "sz" i "ż", "c" i "dz", "ci" i "si". Ale przecież nie my, Polacy? :)
Prawda jest taka, że wymowa chińska wcale dużo nie różni się od polskiej. I tu, i tu występują praktycznie te same głoski, które my bez problemu wypowiadamy, w przeciwieństwie do niektórych innych narodów, chociażby Anglików. I tak ze względu na specyfikę naszego ojczystego języka stoimy od razu na bardziej uprzywilejowanej pozycji i to, z czym inni często się męczą, dla nas jest naturalne i łatwe. Z moich obserwacji wynika, że niezłą wymowę mają też Francuzi.
Jako ciekawostkę dodam, że wielu Chińczyków też wypowiada źle niektóre dźwięki, mimo, że to ich własny język. Na potęgę mylą "sz" z "s", "c" z "cz", a nawet "n" z "l" (przez to czasem ciężko ich zrozumieć :P).
MIT nr 4: Chiński alfabet ma kilka milionów znaków.
Najpierw trzeba zaznaczyć fakt, że nie istnieje coś takiego jak chiński alfabet. Każde słowo zapisuje się oddzielnym znakiem, który trzeba zapamiętać, bądź kombinacją 2-3 znaków mających własne znaczenia. Wszystkich jest około 50 000, ale na co dzień używa się około 2500-3000. I nie, Chińczycy też nie znają wszystkich i tak, też robią błędy przy pisaniu :)
Dobra wiadomość jest taka, że znaki nie są skonstruowane przypadkowo. Składają się z powtarzających się elementów zestawionych logicznie, dzięki czemu nie jest tak trudno się ich nauczyć. Istnieje zasada: im więcej ich znamy, tym łatwiej jest uczyć się kolejnych. Dlatego też początki są trudne, ale po zapamiętaniu kilkuset znaków następne wchodzą do głowy już prawie automatycznie. Posłużę się fajnym cytatem:
"
Znaki trzeba rozumieć. Dlatego nie ma sensu zaczynać się uczyć nowych
znaków bezmyślnie z listy pod czytanką. Zapamiętanie losowo
uporządkowanych znaków graniczy z cudem. Jedyna możliwość na ich naukę
to ciągłe zapisywanie, ciągle i na nowo, ciągłe powracanie do
konkretnych znaków, a tak naprawdę po krótkim czasie one i tak
uciekną z głowy. Całkowicie pozbawione sensu jest uczenie się znaków bez
rozumienia tego, w jaki sposób powstały i z czego się składają. Jest to
totalnie nieefektywne i nieskuteczne." (
źródło - polecam cały artykuł)
Tak więc trzeba jak najwięcej pisać, opierać naukę na skojarzeniach i nie przejmować się, jeśli znaki ciągle wypadają nam z głowy ;)
MIT nr 5: Języka chińskiego można się nauczyć tylko będąc w Chinach.
Wyjazd do Chin nie gwarantuje tego, że tam lepiej nauczymy się języka. Przewaga między nauką w kraju docelowym a ojczystym jest taka, że tam masz więcej okazji, żeby rozmawiać i słuchać. Możesz jednak tych okazji nie wykorzystywać, jeśli będziesz przebywał głównie w gronie obcokrajowców i miał sporadyczne kontakty z Chińczykami, co czasem się zdarza na wyjazdach na stypendium czy do szkół językowych. Za to możesz nawiązać kontakt z Chińczykami mieszkającymi w Polsce, spotykać się z nimi i po prostu rozmawiać - wyjdzie na to samo, albo nawet lepiej :) Tak było w moim przypadku. Umawianie się na kawę ze znajomymi Chinkami w Polsce dało mi dużo więcej niż dwa miesiące w Chinach, gdzie przebywałam głównie w międzynarodowym środowisku i musiałam rozmawiać po angielsku.
Jeśli chodzi o to, czy lepszy jest nauczyciel chiński czy polski, zdecydowanie polecam Polaka. Między nami a Chińczykami jest tak duża przepaść kulturowa, że ich metody nauczania na ogół się na nas nie sprawdzają. Tak więc - lekcje z Polakiem, kawa z Chińczykiem i mamy złoty środek :)
MIT nr 6: Nie ma sensu uczyć się chińskiego, bo i tak w każdej prowincji mówi się inaczej.
To, że każdy region ma swój własny dialekt, jest prawdą. Jest ich bardzo dużo i niektóre z nich różnią się na tyle, że osoby posługujące się nimi nie mogą się dogadać. Dlatego właśnie uczymy się chińskiego mandaryńskiego, czyli standardowego, obowiązującego w całych Chinach. Jest on powszechnie rozumiany i można się w nim porozumieć właściwie z każdym. Nawet, jeśli mieszkańcy danej prowincji z rodziną i znajomymi mówią w dialekcie, w bardziej formalnych sytuacjach będą posługiwali się mandaryńskim. Osoby, które rzeczywiście znają tylko lokalny język, zdarzają się sporadycznie i są to zazwyczaj osoby starsze. Raczej nie zdarzy się więc, że będąc w Chinach nie dogadamy się przez nieznajomość dialektów ;)
MIT nr 7: Żeby w ogóle myśleć o nauce chińskiego, trzeba mieć szczególne zdolności językowe.
Nie wiem, czy w ogóle istnieje coś takiego jak uzdolnienia językowe. Wydaje mi się, że w większości przypadków to tylko wymówka do tego, żeby się nie uczyć, jeśli komuś się nie chce. W końcu każdy z nas nauczył się języka ojczystego, więc z pewnością mamy też potencjał do przyswajania kolejnych. A języki są ważne, koniec, kropka!
Według mnie wszystko jest kwestią dobrania odpowiedniej metody. Jeśli do tej pory uczyłeś się języków tylko z zajęć w szkole, z podręczników, robiąc multum ćwiczeń gramatycznych bez nabywania umiejętności praktycznych, to nic dziwnego, że nie masz chęci do nauki ;) Sposoby na naukę języków to temat na oddzielny wpis, ale wracając do chińskiego - myślę, że nie potrzeba do niego szczególnych zdolności. Owszem, pamięć wzrokowa (nauka znaków) czy słuch muzyczny (wymawianie tonów) to przydatne talenty, ale można obejść się bez tego. Wśród uczących się chińskiego jest niewiele osób, które są w stanie opanować wszystkie aspekty tego języka perfekcyjnie. Jedni mają świetną pamięć do znaków, drudzy mówią dobrze w tonach, a inni nie mają ani tego, ani tego, ale za to mają ponadprzeciętne wyczucie językowe i gramatyczne.
Rzeczą, która jednak przyda się na pewno, są chęci i determinacja. Ten język nie jest aż taki trudny, ale jego nauka i tak wymaga sporej pracy i poświęceń - tak jak nauka jakiegokolwiek innego języka. Bo najważniejsza jest tu właśnie świadomość, że chiński wcale nie jest trudniejszy od języków europejskich - po prostu jego trudność polega na czymś innym. Jeśli więc pomału przestajesz bać się chińskiego, zaczynasz wierzyć w to, że się go nauczysz i jesteś odpowiednio zmotywowany - możesz zaczynać! :)
I na koniec bonus w postaci najbardziej absurdalnego mitu, a właściwie odpowiedzi na nurtujące wielu pytanie: "A czym wy piszecie te znaki?"
Najczęściej długopisem. Albo ołówkiem. I na normalnej kartce, nie na papirusie czy korze bambusowej. Ludzie, w Chinach też mieszkają ludzie! :P