Ok, w ostatnim poście przedstawiłam bardzo negatywne oblicze Chin. Oczywiście nie wszystko jest tutaj tragiczne i beznadziejne, ale moje odczucia na temat smogu, tej całej biurokracji i kontroli są jak najbardziej prawdziwe i aktualne. Nie kryję, że Chiny mnie zupełnie nie zachwycają, ale liczyłam się z tym, przyjeżdżając tutaj. Miałam dość realistyczne wyobrażenie o tym kraju i wszystko w zasadzie wygląda dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam. Postanowiłam więc napisać pierwszy post o tym, jak wygląda życie tutaj, co tutaj robię oraz jakie są moje odczucia po pierwszym tygodniu.
Najpierw wyjaśnię krótko, że jestem tutaj na wolontariacie z AIESEC. Sama organizacja, proces rekrutacji oraz załatwiania formalności to temat na oddzielny post. Mieszkam w mieście Ningbo, znajdującym się w prowincji Zhejiang, trzy godziny pociągiem od Szanghaju. Mieszkam tu u rodziny goszczącej... Przyjeżdżając tutaj, liczyłam na to, że będę mogła ćwiczyć chiński - niestety, trafiłam na rodzinę, która mówi dość dobrze po angielsku, w dodatku są w typie "Ensligh, English!" i nie chcą ze mną rozmawiać po chińsku. Mogę sobie porozmawiać tylko z ich 7-letnią córką oraz babcią, ale zwykle są to dwuzdaniowe rozmowy dotyczące tego, gdzie idę, czy mam parasolkę i czy jadłam śniadanie. Oprócz tego wszyscy w domu mówią w miejscowym dialekcie, z którego nie rozumiem ani słowa.
Z ćwiczenia języka nici, ale poza tym są bardzo mili. Pierwszego dnia po moim przyjeździe pojechaliśmy na wycieczkę w góry, aby zbierać ichniejsze borówki i zjeść obiad z ich znajomymi. Była ładna pogoda i miałam okazję zobaczyć kawałek ładniejszych Chin.
Jeśli chodzi o pogodę, był to jak dotąd jeden z dwóch ładnych dni. Poza tym prawie bez przerwy pada, jest bardzo duża mgła połączona ze smogiem. Efekt jest upiorny.
te okropne bloki... |
Oprócz tego zwiedzamy sobie Ningbo (w ciągu ostatnich dni w deszczu) i spędzamy dużo czasu na kampusie uniwersyteckim. Poniżej kilka zdjęć z tego właśnie miejsca:
A tutaj stare miasto w Ningbo. Oczywiście znajdą się pewnie tacy, którzy tak właśnie wyobrażają sobie Chiny, ale dla sprostowania wyjaśniam, że jest to tylko jedna, jedyna ulica w mieście - pozostała część przypomina raczej zdjęcia znajdujące się nieco wyżej... niestety.
pan wykonujący ręcznie witraże ze szkła. były genialne i kosztowały grosze! |
A co robimy na projekcie?
Hmm, miał być to projekt edukacyjno-kulturalny, a po przyjeździe okazało się, że przez pierwsze dwa tygodnie będziemy... tańczyć. Mieliśmy przygotować kilka układów tanecznych, a następnie część z nas przedstawiała inscenizację obrazów Da Vinci - Mona Lisy i Ostatniej Wieczerzy. Grupa przedstawiająca Wieczerzę miała siedzieć za stołem (w przygotowanych wcześniej strojach apostołów), następnie miała przyjść Mona Lisa, pomachać do publiczności, po czym wyjść na środek i zacząć tańczyć wraz z pozostałą częścią grupy. Całość miała mieć miejsce w centrum handlowym.
Brzmi to na tyle absurdalnie, że po prostu musi być prawdą - sama bym czegoś takiego nie wymyśliła :P
Nie pytajcie się mnie, po co to, bo nie wiem. Przyjechaliśmy tu z myślą, że będziemy uczyć dzieci, tak jak było to zapisane w projekcie. Niestety na miejscu wszystko wyszło trochę inaczej. Pozostali ludzie też nie byli zachwyceni, bo tancerze z nas żadni. Ale w praktyce...
Było bardzo pozytywnie :D
Mamy tu dość sporo wolnego czasu. Zwykle spędzamy go w galeriach handlowych albo po prostu na kampusie, grając we wszelkiego rodzaju gry. Naprawdę, mają tu boiska do chyba wszystkiego.
Mamy tu dość sporo wolnego czasu. Zwykle spędzamy go w galeriach handlowych albo po prostu na kampusie, grając we wszelkiego rodzaju gry. Naprawdę, mają tu boiska do chyba wszystkiego.
Mimo problemów organizacyjnych, brzydkiej pogody i kilku rozczarowań pobyt tu uznaję za udany :) Na początku byłam nastawiona do
wszystkiego dość negatywnie (zwłaszcza podirytowana faktem, że nie robimy nic
naprawdę produktywnego i że nie mogę ćwiczyć języka - taka
karierowiczka ze mnie), ale staram się trochę wyluzować i
nie traktować tego wyjazdu jako coś wybitnie rozwojowego. Naprawdę myślałam, że jadę tu do pracy, ale przypomina to bardziej obóz wakacyjny (nasze dzienne 8 godzin pracy to na przykład zwiedzanie miasta). Smog nadal jest dla mnie nie do zniesienia, ale zaczynam się oswajać z tym miejscem. Poznałam tu fajnych ludzi i teraz cieszę się, że będę tu jeszcze przez kolejne 5 tygodni ;)
AIESEC już coś takiego w sobie ma, że wolontariusze jadą z przekonaniem, że będzie praca, jakieś zajęcie, a na miejscu okazuje się, że masz zwiedzać, wypoczywać i od czasu do czasu robić coś kompletnie nie związanego z początkowym celem wyjazdu. Dobrze, że przynajmniej coś macie w zamian do robienia :) Ja byłam w zeszłym roku i absolutnie nie było dla nas zajęcia...
OdpowiedzUsuńfakt - na początku tak było, ale teraz jest już lepiej, robimy bardzo konkretne rzeczy, więc nie narzekam na brak zajęcia ;) niedługo następny post właśnie na ten temat
UsuńPost bardzo konkretny :) fajnie ze zaczyna Ci się podobać :) czy przez te 5 tygodni zamierzasz zwiedzać jeszcze inne miasta w Chinach? Tj.Pekin,Hong Kong? Czy prócz Chin będziesz zwiedzać jeszcze inne, ciekawe kraje w te wakacje? Pytam, bo moze zainspirujesz mnie którymś wyjazdem, jak zresztą bywało to do tej pory :)
OdpowiedzUsuńhej :) nie planuję jechać ani do Pekinu, ani do Hongkongu, ale być może po zakończeniu wolontariatu wybiorę się do Nankinu i do Suzhou. jeśli chodzi o pozostałą część wakacji, to podejrzewam, że pewnie jeszcze się gdzieś wybiorę, ale na razie nie mam zaplanowanego nic konkretnego
Usuń